Posty

Pasta o kluskach śląskich

Ja pierdolę, anony. Słuchajcie, wracam sobie wczoraj z kucbazy do domu, nie? Przebijam się przez te korki poza Wro, wparowuję na chatę, opór głodny, więc od razu, jako główny ośrodek intelektu i zarobku tego gospodarstwa domowego, wypalam "CO NA OBIAD MATKA" i uwalam się za stołem w jadalnianym. Ona już taka cała zasępiona, no, dnia za dobrego to ewidentnie nie ma, widać, że moja obecność napawała ją niemałym stresem, no ale tak już musi być, kiedy się trzyma odpowiednich ludzi krótko. I jak ci mają powody się stresować. No a dzisiaj, to już, kurwa, było przegięcie. Otóż odpowiedź na moje prozaiczne, ale jakże istotne pytanie, zabrzmiała: "kluski śląskie". Zatem od razu przystępuję do procedury wyjaśniawczej, bo chyba przyznacie mi rację, że jeśli się migruje do aglomeracji tak poważnej śląskiej metropolii, jak spuścizna księcia Wrocisława, z jakiejś kurwa Polski B, gdzie psy chujami piją kwas, to nie można dostąpić zaszczytu, jakim jest kultywowanie śląskiego dobyt...

O klepaniu niemca w kościele

Anonki, tu mówi sam Pastolektor i mam dla Was dzisiaj autentyczną opowieść z mojego skromnego, przygłupiego życia. Bo życie pisze najlepsze pasty. Pewnego razu schlany na imprezie 120 kilometrów od domu, pozdrawiam Bolesławiec, grałem z ziomalami w "Nigdy nie". Prosta gierka, a ile wyznań i wspomnień potrafi wyciągnąć z czeluści umysłu człowieka na światło dzienne. Padło dość typowe pytanie - czy zwaliłeś sobie kiedyś w czyimś domu. Kumple śmieszki oczywiście odpowiadają - Kościół jest domem Bożym. I mają przy tym całkowitą rację, dlatego ja również podniosłem butelkę. Przenieśmy się do mojej szóstej klasy szkoły podstawowej. Jedziemy na wycieczkę klasową do Warszawy. Dwa lata wcześniej byliśmy w Gnieźnie, rok wcześniej w Krakowie. Szlakiem polskich stolic; eskalacja smrodu płynącego z siedlisk polactwa. Warszawa jednak, jako przywilej bycia aktualną stolicą, posiada trochę więcej rzeczy do zobaczenia, niż jest u nas we Wrocławiu, czy w którymkolwiek podobnych rozmiarów mieś...